Monday, September 28, 2009

Państwo Laowai jadą do Halab, vol.13


Niedziela, 20 września 2009, pół godziny do północy

Wczoraj wybraliśmy się na dworzec kolejowy z zamiarem kupienia biletów do Damaszku. Kupowanie biletów w okresie świąt zawsze już chyba kojarzyć mi się będzie z dworcem w Kantonie, wielogodzinnym, właściwie całonocnym, staniem w kolejce ciągnącej się przez kilka ulic, chaosem i interwencją policji, w końcu z rozczarowaniem niepowodzeniem, ale i radością z przeżycia nietypowej przygody. Oczywiście zdaję sobie sprawę z dysproporcji między ponadmiliardową populacją Chin i ledwie dwudziestomilionową Syrii. Mimo to jednak, spodziewałem się tłumu nacierającego na dworzec. W końcu Aleppo to drugie największe miasto tego kraju a pociąg do Damaszku jest zapewne pociągiem najbardziej obleganym. Tymczasem stacja kolejowa świeciła pustkami. W skromnych kolejkach do kas czekało kilkanaście może osób, nas od razu skierowano do okienka, przed którym nie było nikogo. Jakiś pracownik dworca pomógł nam w nabyciu biletów. Nie dość, że poszło wyjątkowo gładko, to podróż okazała się być niewiarygodnie tania. Za trzy miejsca w wagonie pierwszej klasy, zapłaciliśmy 600 funtów, to jest niecałe 40 złotych. Bilet dla jednej osoby kosztuje zatem mniej więcej tyle, co duże piwo w knajpce z karaoke, o której ostatnio wspominałem, wymyślna kawa w luksusowej kawiarni albo tyle, co 300 gram baraniny w supermarkecie albo niecały kilogram mydła na souqu. Kiedy w czasie ubiegłorocznych wakacji wędrowaliśmy po Finlandii, napotkani na szlaku Polacy opowiadali nam o cudach transportu publicznego w Syrii, którą odwiedzili. Polecali nam ten kraj jako bardzo dobry cel niskobudżetowego wyjazdu. Nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że już po roku będę miał okazję zweryfikować ich słowa. Cóż, różnie tu bywa z cenami, ale przynajmniej w kwestii przejazdów – nie mylili się.

Za oknem deszcz i burza, która od kilku godzin zalega nad miastem, błyskając groźnie i grzmiąc potężnie. Przetacza się przez miasto, chciałem napisać, ale nie, najwyraźniej upodobała sobie to miejsce, zagnieździła się na tym obszarze i pozostanie tu przez dobrych kilka tur. Plecaki stoją spakowane w sypialni. Udało nam się zmieścić właściwie w jeden duży, sprawdzony Deuter, nabyty w Hongkongu i przetestowany dwukrotnie już w Skandynawii. Drugi, mały, należy do Olivera. Ma miejsce na swoje zabawki, książkę i butelkę wody. Ciężar wystarczający, by poczuł, że wyjeżdża w kolejną podróż. Ciuchy na drogę przygotowane. Kapelusz czeka, by nałożyć go na głowę i ruszyć w stronę nowej przygody.

A droga wiedzie w przód i w przód
Skąd się zaczęła, tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią - tak jak mogę…

Skorymi stopy za nią w ślad
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? - rzec nie mogę.

Tak mi się sentymentalnie tolkienowsko skojarzyło. Uwielbiam te chwile, kiedy wszystko jest już gotowe do drogi. Gdyby kiedyś zdarzyło mi się nie wrócić z którejś z tych mniejszych czy większych wypraw, wiedzcie, że prawdopodobnie umierałem szczęśliwy.

12 comments:

  1. Hmm? Jeżeli chodzi o orientalny zodiak, to nie jest to "świnia" zamiast "dzika"? Czy Blogger to sam ustawia, czy po prostu myślałeś, że tak brzmi bardziej kulersko? :P

    Zdjęcia za to by były niemal perfekcyjne, gdyby nie te papierosy... <_<;

    ReplyDelete
  2. A dla mnie, dzięki nieodzownemu instrumentarium palacza, zdjęcie jest jeszcze bardziej Jarmushowskie, czyli w tym kontekście: po prostu lepsze.

    Swoją drogą, turystyka niejedno ma imię i jednak nadspodziewanie rzadko bywa wyłącznie smutnym nadbagażem.

    ReplyDelete
  3. Tak, w Polskim tlumaczeniu chinskiego zodiaku chyba czesciej uzywa sie nazwy 'swinia'. Powszechnie jednak chyba obowiazujaca nazwa angielska jest 'boar'. I w tym wypadku wypada chyba mowic o dziku (Sus scrofa). Wstyd przyznac, ale nie pamietm, czy chinski znak nazywa sie zhu (swinia) czy dzik (nie znam slowa). A moze w chinskim to to samo. W ogole z chinskim zodiakiem sa jakies nieporozumienia. Trudno powiedziec, czy rok 1984 (i 2008) to rok myszy czy szcura.

    Owszem, blogger sam ustawia znak. Wpisalem tylko date urodzenia.

    Jarmuschowskie? No, no. Poczytuje to sobie za jednoznaczny komplement... Wlasnie, nie mielismy chyba nawet okazji porozmawiac w trojke (mam na mysli siebie i Was, przedmowcy), albo w czworke (ze stala bywalczynia naszej platformy wymiany mysli - Ania, ktora tym razem jeszcze sie nie pojawila), o 'Truposzu', ktory ogladalem niedlugo przed wyjazdem. Co sie odwlecze, to nie ucicze. Inshallah. Moze dojdziemy do czegos wiecej niz tylko z Ania i drogim Umgenni.

    ReplyDelete
  4. Szczura, szczura, jestem szczurem a nie mysza !!!!!! >.>

    ReplyDelete
  5. Hm, czy w Twojej noci jest cos o zodiaku? Bo nie wiem dlaczego nagle zaczeliscie o tym pisac, a w noci tego moze nie doczytalam.
    A tak na marginesie to ja jestem kogutem ^^.

    Hahaha, milo mi, ze wspomniales mnie, Majkel, tam wyzej :-))) Chetnie sobie z Wami pogawedze :-P
    Powiem jeszcze, ze moja pierwsza praca na lekcji z anglika bylo napisanie o ulubionym rodzaju sztuki. No to wzielam filmy i pisalam o Jarmuschu (Jarmuszu haha. Dostalam nawet 5, a to byl spontan! XD

    Aha! Przeczytalam dokladnie poprzednie komenty i wiem juz o co chodzi z tymi znakami ;-P

    ReplyDelete
  6. Ja zawsze słyszałem po angielsku "Pig" (Wikipedia wspomina "Wild Boar" jako odmianę japońską); jeśli chodzi o taksonomię zwierząt udomowionych, to często jest to sprawa nieco problematyczna. :P

    Jesli chodzi o "Truposza", to myślałem, że wszyscy już słyszeli moje narzekania, ale jeśli ktoś jest jeszcze spragniony, to z przyjemnością mogę mu pojęczeć. ;P

    ReplyDelete
  7. Ja to nawet sie stesknilam za Twoim zrzedzeniem :*

    ReplyDelete
  8. Julka wlasnie chyba nie slyszala, albo umknelo mi to jakos. Jestem przekonany, ze z checia wyslucha powtorki ze zjechania tego fantastycznego filmu ;) Nasze rodzenstwo okazalo sie bezsilne w starciu z Jedrkowymi twardymi argumentami.

    Praca o Jarmuschu w pierwszej klasie liceum... Ze tez ja nie mialem takiego inspirujacego starszego rodzenstwa...

    Nie wiem, czy zauwazyles Umgenni, ale Twoje zdjecie nie wyswietla sie ostatno obok komentow. Pewnie trzeba sie logowac albo cos. A Ty Ania, czemu jedna z miliarda Twoich emofotek nie zdobi Twoich komentarzy?

    ReplyDelete
  9. Przy okazji, w kwestii dwojki J-J. Jak tam koncert Tori Amos?

    ReplyDelete
  10. Moje zdjęcie mi się nigdy obok komentarzy nie wyświetlało... wcześniej logowałem się przez AIM-a i pokazywała się obok ikonka, ale teraz mi się nie chce, bo to dodatkowe ekrany i wpisywanie hasła, a teraz po prostu wybieram name/url, wpisuję imię swojego tajemniczego internetowego alter ego i już! Tak prościej.

    Wydaje mi się, że Julia też już słyszała moją opinię (bo spotkaliśmy się wtedy dwa razy pod rząd, raz ja + Ty, M. + Ania i oglądaliśmy, a następnego dnia przyszli wszyscy, a ja + Julia zalegaliśmy do późna w nocy...), ale jeśli nie, to za tydzień (gdy będzie koncert) będziemy mieli mnóstwo okazji, żeby nadrobić zaległości. ;)

    @ R. Ja za Twoim też. :P I nawet za tym, że M. przeszkadza moja torba w rzucona na podłogę w kuchni. :P

    ReplyDelete
  11. Tori już niebawem. Ciekawie zapowiada się ten wyjazd, może zostać wzbogacony o akcenty filmowe z racji zbliżającego się stołecznego festiwalu. O "Truposzu" nie prawiliśmy za wiele w tym gronie. Mam sentyment do tego filmu, ale nie uznaję go za najbardziej Jarmushowski z Jarmushowych. Ps. Z rodzeństwem młodszym faktycznie bywa trudno, ale czy mniej ciekawie? O tym wątpię :)

    ReplyDelete
  12. Czyli bezczelu pamietasz, gdzie nie klasc torby. Zlosliwiec. Ok, brak zdjec jakos w takim razie przezyje. W razie czego otworze sobie to z profilu albo jakies z dysku, zeby sobie przypomniec Twoja buzie. Albo jak wygladales z dlugimi wlosami.

    W takim razie postarajcie sie o jakas bogata relacje z wyjazdu. Pewnie nawet, instynktem stadnym, wybralbym sie z Wami, zeby wzbogacic moje nad wyraz skromne pojecie o Tori. Ach, i ominie mnie jeszcze Rammstein. Rozwazalem nawet wybranie sie na koncert w Berlinie w grudniu, ale pomysl upadl. Musze sobie chociaz kupic nowa plyte, jak tylko moj sklep ja ukradnie z internetu i udostepni mi za 75 lir (5 zeta...). Zeby nie bylo ze ze mnie taki przestepca - oryginalnych plyt jeszcze tu nie widzialem...

    ReplyDelete