Saturday, September 26, 2009

Państwo Laowai jadą do Halab, vol.12

Noc z soboty, 19 września na niedziele, 20 września 2009, druga

Wczoraj spadł deszcz. Po raz pierwszy, odkąd tu jesteśmy i prawdopodobnie po raz pierwszy od miesięcy. Zamierzaliśmy właśnie wybrać się na spacer, kiedy dziewicze krople nieśmiało, nieco niezdarnie, uderzyły o ziemię. W powietrzu wyczuć można było napięcie, jakby jeszcze ważyły się losy pogody, jakby słońce i deszcz toczyły między sobą cichą ale zaciętą walkę o to spokojne, świąteczne popołudnie. Po chwili wszystko stało się jasne, ostrzegawcze kapanie przedzierżgnęło się w plusk ulewy. Zaczyna się więc jesień. Kiedy przyjechaliśmy do Syrii, trwał jeszcze, choć miał się już ku końcowi, sierpień, jeden z dwóch, obok lipca, najgorętszych miesięcy. Spodziewaliśmy się, prawdę mówiąc, że bardziej da się nam we znaki. Temperatura oscylowała wprawdzie w ciągu dnia w okolicach trzydziestu stopni, ale powietrze ma tu bardzo niską wilgotność. W południowych Chinach to owa parność właśnie sprawia, że czasami oddycha się ciężko jak w łaźni, nawet najlżejsze ubranie lepi się do ciała a pranie nie chce schnąć, mimo że termometr wskazuje grubo ponad trzydzieści stopni. A tu mamy jeszcze wiatr, orzeźwiający i lekki w mieście, nieskrępowany i silny na pustynnych obrzeżach, na których znajduje się nasza szkoła. Po zmierzchu i rano, kiedy słońce stoi jeszcze nisko, jest rześko, w ostatnich dniach nawet chłodno.

W gruncie rzeczy jedynie w środku dnia, kiedy żar leje się z nieba, oślepiające słońce zmusza do pokornego spuszczenia wzroku, głowa staje się ciężka a energia opuszcza ciało jak powietrze przedziurawiony balonik, kiedy, idąc prostą drogą, czuje się, że jedna strona ciała szybko zaczyna się przegrzewać, tylko wtedy odczuwa się tak naprawdę, że jest się w strefie pustynnego klimatu zwrotnikowego.

Ulewa nie trwała długo. Kiedy tylko zatraciła swą początkową intensywność, wróciliśmy do pomysłu spaceru. Nasza okolica po deszczu nabrała kolorów niczym dziecięca kolorowanka, którą maluje się pędzlem zanurzonym w wodzie, by wydobyć barwy. Jasnobeżowe mury domów nabrały jaskrawości świeżego brązu, spłowiała nieco i przyschnięta zieleń stała się żywa i jakby bujniejsza. Krzewy jaśminu, spływające z murów kaskadą zieleni zdobnej skromnymi białymi kwiatami, napełniały oczyszczone deszczem powietrze cudowną wonią. Przechadzając się nieśpiesznie po mokrej Shahba, na nowo odkrywaliśmy znane nam już przecież zaułki i uliczki. Zabawne jamais vu przeżywaliśmy przyglądając się masywnym, piętrowym domom, które architektonicznie zdominowały dzielnicę. Ich wyeksponowane w czystym podeszczowym powietrzu bogate roślinne ornamenty, potężne kolumny o pysznych głowicach i kolumienki o filigranowych trzonach, łuki, które w Europie określilibyśmy jako gotyckie, musza zachwycać. Nie wystarczy mieć pieniądze, o czym świadczą przerażające przykłady niedoprojektowanych pseudodworków z Polski, by wybudować imponujący, ale i gustowny dom. Trzeba przyznać, że zamożnym Allepańczykom smaku nie brakuje.

W niedzielę, czyli właściwie już dziś, zaczynają się święta Eid al-Fitr, wieńczące ramadan. Najwyższa chyba pora na kilka słów na temat tego jakże ważnego dla muzułmanów, jak również, siłą rzeczy, wszystkich mieszkańców krajów arabskich, do których się aktualnie zaliczamy, okresu. Ramadan jest dziewiątym miesiącem lunarnego kalendarza muzułmańskiego, miesiącem, w którym celebruje się objawienie Koranu prorokowi Mahometowi (przy okazji – Mahomet to polska wersja popularnego imienia Muhammad, Muhammed czy Mohammed) przez archanioła Gabriela. Mahometowe objawienia rozpoczęły się ponoć, kiedy prorok liczył sobie lat czterdzieści i trwały do końca jego życia. Początkiem kalendarza muzułmańskiego jest podróż, właściwie ucieczka, proroka i jego, niezbyt wtedy licznych, zwolenników z Mekki do oddalonej o trzysta sześćdziesiąt kilometrów Medyny. Podróż tę określa się mianem Hejira a miała ona miejsce, wedle kalendarza gregoriańskiego, w roku 622 naszej ery. Objawienia rozpoczęły się w roku 610 n.e. Podczas ramadanu muzułmanie od świtu do zmierzchu winni zachować wstrzemięźliwość seksualną. Nic też nie może w tym czasie przejść przez ich usta. Gorliwi wierni twierdzą, że chodzi tu nie tylko o jedzenie i napoje, ale i o dym tytoniowy… Z postu – sawm – zwolnieni są chorzy i dzieci. Te ostatnie zaczynają zachowywać post, zależnie od woli rodziców, w wieku około siedmiu – dziesięciu lat. Przyzwyczajają się do niego stopniowo, na przykład po raz pierwszy poszczą tydzień, w czasie kolejnego roku – dwa. I tak dalej, aż do całego ramadanu. Z innych źródeł dowiedziałem się również, że kobiety w trakcie menstruacji mogą liczyć na postną taryfę ulgową. Oczywiście nie wszyscy przejmują się surowymi zasadami sawm. Pierwszego dnia naszego pobytu w Syrii Mazen zaprosił nas na lunch do restauracji i w blasku słońca zajadał się zupą cebulową i palił papierosy. Nie tylko wtedy zresztą. Są w końcu równi i równiejsi. Albo cuius regio, eius religio.

Zgodnie z obietnicą zbadałem sprawę niesamowitej modlitewnej nocy ze środy na czwartek. Powiedziano mi, że była to pierwsza noc bez księżyca, podczas której celebrowano bliskość świąt Eid al-Fitr. Podobno modlitwy trwały od ósmej wieczorem, skończyły się, jak zauważyłem, o północy. Stąd zatem ten hipnotyzujący i nieco przerażający śpiew imama. Po jedenastej, kiedy zacząłem się przysłuchiwać ceremonii, czyli po ponad trzech godzinach nieustannej żarliwej modlitwy, musiał być całkowicie pogrążony w transie. Kiedy po północy szedłem spać, sznur samochodów ciągnął przez, zwykle cichą o tej porze, Shahba. Jednokierunkowa ulica, przy której stoi nasz dom, była jasna, gwarna. Auta jechały powoli. Na pobliskim skrzyżowaniu musiał tworzyć się korek. Kiedy ja już sapałem, zdaje się, że o trzeciej czy czwartej, ponoć wznowiono modły. Ludzie wrócili do meczetów, by święcić bezksiężycową noc. Ponowne pojawienie się półksiężyca na arabskim niebie, co wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nastąpiło dziś w nocy, jest znakiem końca ramadanu i początku wielkiej, trwającej cztery dni fety.

6 comments:

  1. O! Nie przeczytalam jeszcze, ale chce pierwsza dodam komenta :-PP

    ReplyDelete
  2. Gratulacje, moze pomysle o jakichs nagrodach za pierwsze komentarze. I najdluzsze komentarze. I oczywiscie za najwieksza ilosc komentarzy, wszak o ilosc przeciez chodzi. Polecam dodawanie wielu P.S. w osobnych postach. Wystarzczy emotikonka i punkt jest. Jak zbierze sie duzo punktow, bedzie mozna sobie ustawiac kolor czcionki i zdjecie bedzie wieksze, a nad nim podpis 'zaje-poprostu-bisty uzytkownik'.

    ReplyDelete
  3. Nie zapominaj jednak, że Hitler był psycho-po prostu-patą, jak mawiała Pani Sz. W kontekście zagrożeń ze strony hitlerowców, jakie imputował Wam kilka notek wstecz kolega J., jest to kontekst zarówno obligatoryjny, jak i napawający grozą.

    Dodam kilka autorskich sugestii do Twojej koncepcji konkursu, kamracie. Proponuję podprogowy plebiscyt na najseksowniejszego spośród aktywnych czytelników bloga. Kryterium nadrzędne może stanowić układ liter, wersów i całych akapitów, ujawniający dużą dawkę sex appealu bądź umiarkowaną ponętność. Oto nowa wersja grafo-psychoanalizy sieciowej mojego autorstwa:)

    ReplyDelete
  4. Nic dodac, nic ujac. Tyle ze liczba kandydatow i kandydatek do palmy sex-pierszenstwa jest na razie dosc ograniczona. Ale przynajmniej kazdy bedzie na podium...

    ReplyDelete
  5. Mam przeczucie, że na przestrzeni najbliższych tygodni liczba stałych czytelników wzrośnie lawinowo, także napięcie związane z rankingiem może wzrosnąć:)

    ReplyDelete
  6. Moze, w ramach promocji bloga, sprobujemy napisac do tych milych pan, ktorych zdjecia wyswietlaja sie na reklamie ponizej? Z pewnoscia nie tylko obyczaje, ale i piora maja lekkie.

    BTW, Jeszcze nie dostalem czeku za te reklame. Czyzbyscie nie klikali w nia odpowiednio czesto :P

    P.S. A, i to nie ja ja wybieralem. Ponoc dobiera sie automatycznie pod katem tego, czego dotyczy blog. Czyli jak jest o pilce noznej, reklamuja sie strony ze sprzetem pilkarskim, jak jest o muzyce, reklamuja sie sklepy muzyczne. O czym zatem jest moj blog? :D

    ReplyDelete