Noc z piątku, 19 lutego na sobotę, 20 lutego 2010, pół do drugiej
Coś się kończy, coś się zaczyna. Ledw
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjph2qtZRauxbNdOsRTchmmmEhUqv4KnkBNAseqqXufc4jZhOYkrNJNy8dV05pK7mI7hCFy2YfMOn9Nq0UJC4GG3NQPBWQKq62PsO2e59RQ9B6UhvUO8CiuIEE24LzlCL1_W4FOswnTn-w/s320/DSC00396.JPG)
ie z supermarketów i witryn sklepowych zniknęły sztuczne choinki, śniegu płatki i bałwanki, a już na ich miejsce, zgodnie z powszechnie przyjętymi zasadami handlu, powywieszano czerwone i różowe serduszka. Święty Mikołaj, jak co roku, płynnie ustą
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc07sZuggKKOADevq3kC13B50coLrsxbAHGKcgUHsdllxnu956FJh-w8GqVDsHWpCPFKlRuz1doXhxQUEGjhrX0ZUvxcGgiYgAPhonLTaMk3dMc2hFqWOoDcOmQvSD9_qhC4W7ps4eWyE/s320/DSC00384t.jpg)
pił miejsca Świętemu Walentemu.
W czym jak w czym, ale w kwestii kopiowania zachodnich fascynacji na naszą szkołę zawsze można liczyć. 14 lutego dzieciom pozwolono, zamiast w mundurki, odziać się w czerwień. Klasy przyozdobiono serduszkami, w niektórych pojawiły się skrzynki na walentynkową korespondencję. Uczniom wręczono również okrągłe plakietki z nalepioną na nie flagą Syrii (i wpisanymi w nią literkami NSA). Kilku rewolucjonistów postanowiło sprawdzić, co też kryje się pod patriotycznymi naklejkami. W tym celu zdarło je bezceremonialnie, odkrywając uśmiechnięte żółte buzie.
Polanczowe lekcje odwołano a ucznió
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXGxf5OIwvgv0Lshe2ftmjU9F8vg-5t0GqXacgPG00daaQmiNnbDREf2CP5bQbRXt83iLPK9lQtPU2dhoY7TTfIufI9tSHscxE-WiPHNraMu3HuP1YCNV6UYSu3kJzcK29UfWG66rpXyE/s320/DSC00383.JPG)
w zaproszono na plac przed szkołą. Z początku pachniało kolejną organizacyjną porażką. Tłum dzieci i nauczycieli stał pod schodami do szkoły i gapił się na głośniki straszące jazgotliwą i niemiłosiernie głośną muzyką. Niektórzy próbowali tańczyć, inni, zażenowani, czekali, aż coś zacznie się dziać. Wszyscy z pewnym zainteresowaniem spoglądali na wielkie, acz biedanawe, czerwone serce z białym kształtem Syrii w środku, które leżało sobie na betonie.
Nagle ze szkoły wypadło kilku groźnie wyglądających mężczyzn w granatowych koszulach, szarawa
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIlvRRKckCxfl_apK5uhMMfUs6U-ixt7UE4Q4k3E-rq6J8dbJlYOyW9U4OkqFmGit9m8mhxdPj_McP6r-B1YPLSipfbMQKjsbbOIptT0ars198ruPlCAcPqeVdIrf1t2UHoCdsI24DEuI/s320/DSC00394.JPG)
rach tegoż koloru, białych skarpetach i brązowych pantoflach. Całość niecodziennych ich strojów wieńczyły szerokie złotawe pasy i białe turbany. Zbiegłszy ze schodów, poczęli tańczyć w rytm jeszcze bardziej folkowej niż zwykle arabskiej muzyki. Zgrabnie skakali, podrygiwali i kołysali się, to indywidualnie, to znów chwyciwszy się serdecznie za ramiona, ale naprawdę widowiskowo zrobiło się, kiedy dołączył do nich młodzian w powłóczystej śnieżnobiałej szacie i wysokiej czapie w kształcie ściętego stożka. Walory sukni pozwoliły docenić się w pełni, gdy ów począł wirować, coraz szybci
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ9qkTonS-tZ-OlkagEY-KBcApuF8DijDV6ZkZiK6Zga_4aJjAYD1ot3rmXtFE7hRrQBsiYdkF7xeD09557sGBa62GtuYB2wru4tyaeq51wY3LkatqDtZfxdxwqP6Ar4UWl2RinThy3J8/s320/DSC00373.JPG)
ej i szybciej. Szata przyjęła wtedy formę dzwonu o dwumetrowej mniej więcej u dołu średnicy. Mężczyzna, nie przestając kręcić się jak fryga, wzniósł ręce nad głowę. Niesamowite, zupełnie jak obrazek z jakiegoś starego opakowania kawy... Na koniec zespół pieśni i tańca zaserwował nam jeszcze odegrane w takt muzyki zabawy z bronią. Gdyby kunsztownie wymachujący szabelkami wojownicy zbliżyli się nieco do siebie (albo chociaż raczyli odwrócić się w swoją stronę), mogłoby być zupełnie niekiepsko.
Po przedstawi
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLEuV7f5ypOAS385bAxGZ0S9SH3DVwo6mhH9Rxd39GDNZwMFfO6-0H7FHEMOQKQPxHILGuEQODYH6rWYJwvOlXOcGlnZT0RoAd94hL3hRJJeJaOQKHqV2uCSHM7ZfqZQYXVKlpiCANf2w/s320/DSC00408.JPG)
eniu przyszedł czas na rozwiązanie zagadki obrysu Syrii wpisanego w serce. Dzieci, klasami się ustawiwszy, podchodziły do niego i naklejały nań swoje zdjęcia. W założeniu miało chyba być kulturalnie i spokojnie, było jak zwykle – chaotycznie i głośno. W takim kontekście jak najbardziej na miejscu było confetti, które posypało się nie wiadomo skąd, z nieba zapewne. Co konkretnie miało to symbolizo
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf6IFSOojlCtL5dlexq9GltnKHQqfE0svTaH5rvBDHWwQlfYlc-A8OdMP6r5CpFlxvpYxIyO9u_xAVlVuvIP9926hOhk2Y95l4GAvt5wMIL4MlN1u3SskY72DroUV-mG04VBVoVQsuUVw/s320/DSC00413.JPG)
wać, trudno orzec. Na tym etapie i tak myślałem już raczej, jak wszyscy zapewne, o zajęciu miejsca w autobusie. Co też, po strzeleniu sobie fotki z szablą, uczyniłem.
Mimo wartych odnotowania wysiłków szkoły, z najciekawszym przejawem walentynkowego szaleństwa spotkaliśmy się w falafelowni Falafilo. Dzięki temu, że obok falafelowej zawijanki dla mnie (w której falafele sa pogniecione), zamówiliśmy jak zwykle pięć świeżutkich chrupiących falafeli w całości dla Olivera, zauważyliśmy, że narodową potrawę Syrii świątecznie wysmażono w kształcie serduszek… We’re all l
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLYhGMn1iNyC1eCTQUQeQnacHGBOgvF-VwMrQ4zBZZswBzlWqwx0_u_A1MkhU0r3wXga33mEDhh0DK7B0ins4h2bKVDGjU5wijtGK8Vg9cuvC6aw6TXRQImHf1fpZZkOu19OZZrt7uphI/s320/DSC00414.JPG)
iving in bloody America…
Coś się kończy, coś się zaczyna. Za sobą mamy kolejny trymestr – a raczej dwaipółmestr, bo w dziesięciu miesiącach mamy ich zmieścić cztery – nauki. Jak ostatnio, tak i tym razem podsumowaniem owego było spotkanie z rodzicami.
Uporawszy się z nauczycielskimi obowiązkami, zabraliśmy się do spełniania znacznie przyjemniejszych obowiązków
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHWaXXhS2stgE5WjzD80dYn3t9EzhGvmMbPHYrLucOhoM_gpjp_vtUIIqrk9-xIk8aOt_9I3Lmzn-6ObGdsFoIuet0QXHZgx0Jmg6o_dr5iJDbMhI8N3gofLB8o7m9feh3hw8M5-JOyQQ/s320/S6302791.JPG)
rodzicielskich. Opuściliśmy z Renatą nasze klasowe stoliczki i zasiedliśmy razem przy tym obsługiwanym przez Georgianne. Czekał tam na nas wyjątkowo szczodry zestaw pochwał. Wyniki Olivera ze wszystkich przedmiotów angielskich wynoszą 99 lub 100 procent. Pod tym względem – czyli pomijając przedmioty arabskie, z których nasz syn jest na razie nieklasyfikowany – jest najlepszy w klasie 2B. I zachowuje się przyzwoicie. W związku z powyższym nazwisko jego znalazło się na liście honorowej uczniów National School of Aleppo. Osobiście sumiennie przerobiwszy etap kolekcjonowania odznak wzorowego ucznia, świadectw z paskiem, tytułów honorowego ucznia szkoły i stypendiów prezydenta miasta, mam świadomość, jak bardzo jest to w gruncie rzeczy pozbawione znaczenia. Ale póki co, Oliver jest dumny i szczęśliwy. Więc ja jestem dumny i szczęśliwy, że on jest dumny i szczęśliwy.
Skoro już się chwalę, to nie będę sobie żałował. Oto
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZyHkfFj9np_AijvxUf7rZAjiT3-rNUH79MqdveZND91L6C86EpJJABNu8U7Nf4o2ZG6WDpMGdDSOEux74xl2pan-zuCBvhpRthdwvchHIy09BQ5dhu-IzmQFWOJNDLXqB3_NtGG7QJE4/s320/S6302792.JPG)
, Drodzy Czytelnicy, blog, który zaszczycacie swoimi odwiedzinami, doczekał się papierowej publikacji. Jeśli chcecie zawsze mieć go pod ręką, zawsze móc po niego sięgnąć, nawet w razie awarii internetu, czem prędzej wykupcie prenumeratę Przeglądu Oświatowego (albo po prostu wydrukujcie go sobie, będzie taniej…). W każdym razie ktoś płaci krocie za to, by fragmenty tego, co czytacie, zostały powielone w czterech i pół tysiąca kopiach. Nie mnie. Drukarni. Ale i tak to miłe. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że dwutygodnik o solidarnościowo-katolickich tradycjach i skłonnościach trochę przesłane materiały cenzuruje. Ale co tam, mogę chyba poświęcić kilka akapitów na temat religii (i fragment zdjęcia, na którym moja ręka dzierży papierosa) w imię tego, by mieć w biblioteczce zbiór tekstów sygnowanych swoim nazwiskiem…
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjC0zmQecrxaLapZiBaj0XzITTAXKO7Ef8aqD3iqqwOBE7TgvdK7DbM2onPQGLW0aI2mUHqJSr-l8eDCHE0gbSWG4WYF6U7pMPlfXs9QFq9E3GvWK5kofVIlFSgPezYxt2TZhop49i2Ei0/s320/DSC00393d.jpg)
Tym razem na koniec notki nie anegdotka, lecz lokalna ciekawostka. Kiedy niedawno wstąpiliśmy z Renatą do apteki, by zaopatrzyć ją w zapas napojów energetyzujących marki redbull, uwagę moją zwróciło pudełko pełne hermetycznie zafoliowanych kilkunastocentymetrowych wałeczków o średnicy mniej więcej centymetra. W pierwszej chwili myślałem – głodnemu chleb na myśli – że to jakieś kiełbaski. Po dokładniejszych oględzinach stwierdziłem z bólem, że to patyki. Cóż za rozczarowanie. Postanowiłem jednak dowiedzieć się, co to takiego ten ‘sewak’, bo tak się tajemniczy produkt nazywa. Szczęśliwie się składa, że nasz znajomy aptekarz i dostawca energy drinków mówi trochę po angielsku. Zapytany, co to za patyk, odparł, że to sewak. Shukran ktir, sam sobie przeczytałem. Więc co to ten sewak? Otóż jest to jedyny w swoim rodzaju naturalny patyk do czyszczenia zębów. Wyjmuje się go z folii, częściowo obiera ze skórki, nacina koniec tak, by przypominał szczoteczkę i jeździ się nim po zębach. Ma ponoć właściwości bakteriobójcze, wzmacnia dziąsła, zapobiega próchnicy i pozostawia w jamie ustnej miły smak i zapach. Cóż, nabyłem oczywiście. Grzebiąc patykiem w ustach wygląda się co prawda jak małpa, a smak i zapach nie są wcale a wcale miłe, ale rzecz jest niewątpliwie warta spróbowania.
Deskrypcja fotografii:
ReplyDelete1. Walentynkowy dance show.
2. Tamar, moja asystentka. Ormianki rzadza.
3. Urwisy z klasy 4c. Wlasnie sobie uswiadomilem, ze sam kiedys uczeszczalem - w liceum - do 4c; coz za ironia losu...
4. Walentynkowy dance show, cd.
5. Oliver na powyzszej zabawie.
6. Matrix IV. Dark Crusade.
7. Falafel w ksztalcie serduszka...
8. ...i radosne spozywanie tradycyjnej kanapki z owym przy wspolnym stole z dodatkami i sosami.
9. Honorowy uczen NSA...
10. Dowod rzeczowy na powyzszy tytul.
11. Diana, asystentka Georgianne i opiekunka klasy Olivera. Ormianki rzadza.
Deskrypcja filmow:
1. Crossdressingowa reklamowka kawy po arabsku.
2. Pojedynek na damaszkanska stal w wersji 'hardcore' (z zamknietymi oczyma). 'Gdzies sie schowal, tchorzliwy psie?!'
Z jednej strony fajnie, że to wzięli, z drugiej nie bardzo mają prawo (masz takie u mnie pierdolnięte na nagłówku, co związane jest z tym, że kiedyś właśnie wzięto sobie mój tekst i zedytowano zależnie od potrzeb), poza tym z tego co wiem, to przysługuje Ci trochę praw jako autorowi. Głupio byłoby znaleźć to kiedyś we Frondzie, pocięte w deseń "prymitywne ludy Syrii".
ReplyDeleteOrmianki rządzą, ja się zakochałem w 2005 i do dzisiaj mi nie przeszło. Z walentynkami przyznam, że jestem zaskoczony, że TAM się w to bawią. Chyba Tajlandia pozostaje względnie wolnym krajem od miłosnej zarazy.
Gdybyś wpadł w takim zestawie na casting to dzisiaj nie Keanu byłby kojarzony z tym dziełem.
Winien jestem, jak widze, czytelnikom i PO (Przegladowi Oswiatowemu czyli) wyjasnienie. Bez pytania nie wzieli. A ciecia giecia sa ze mna uzgadniane, wiec raczej zartobliwie wspominam, ze kawalek (dwa zdania) o religii w szkolach wypadl. Tez za moja zgoda. Natomiast ciecie papierosa w nadeslanym zdjeciu zauwazylem chyba trzy numery za pozno... Sie nie odstanie.
ReplyDeleteZwracam wiec nadszarpniety niechcacy honor. Sam moglem sobie nawet napisac kilka slow o autorze, zeby nie wyjsc na idiote. I pozwalaja mi sie podpisywac (miedzy innymi)'tanatopsycholog', co brzmi fajnie ;D