Saturday, November 14, 2009

Państwo Laowai jadą do Halab, vol.25

Noc z czwartku, 12 listopada na piątek, 13 listopada 2009, dwadzieścia po pierwszej

Plany były ambitne i zakrojone na szeroka skalę oraz pokaźny budżet. Do rodziców trafiły listy z poleceniem wyposażenia dzieci w odpowiedni strój i 300 lir. Dopisek głosił, że pieniądze zostaną wykorzystane jedynie na organizację zabawy. Licząc orientacyjnie: osiem poziomów klas (tyle chyba miało się bawić) plus przedszkole, każdy poziom, upraszczając, po dwie klasy, daje to 18 klas. Załóżmy, że po 20 uczniów. 360 uczniów razy 300 lir to 108 000 lir. Czyli 6 750 złotych. Na co poszły te pieniądze? Dobre pytanie. Przynajmniej uczniowie i ich rodzice nie zawiedli w kwestii przebrań. Korytarze pełne wiedźm i wszelkiej maści potworów, księżniczek, wróżek oraz zawsze z chęcią wpadających na takie party superbohaterów ze Spiedermanem na czele, prezentowały się imponująco.

A co zaprezentowała sama szkoła, a właściwie żona naszego ojca dyrektora odpowiedzialna za organizację imprez? Dla uczniów przygotowane zostały na jednej z dwóch sal gimnastycznych cztery gry, co jedna to bardziej przerażająca. Raz. Napełnianie butelek wodą noszoną w gąbkach z wiader, na czas. Niby fajnie, ale biorąc pod uwagę wyjątkowo niesprzyjającą aurę, trochę nieprzemyślane. Po kilku minutach wodzirejowania wyścigów miałem mokre buty i zmarznięte nogi. Nie żeby mi to bardzo przeszkadzało, dzieciom tym bardziej nie, ale rodzice mogliby mieć słuszne pretensje o przysłanie do domu przemoczonych pociech. Dwa. Wyciąganie z napełnionych mąką mis słodyczy za pomocą twarzy. Zabawa przednia, ale gdyby ktoś się zakrztusił mąką wciągniętą nosem lub ustami, albo dostał jakiejś infekcji oczu, byłby zonk. Trzy. Golenie posmarowanych pianką balonów za pomocą maszynek do golenia. Pomysł nieziemski - nie bawiłem się w to osobiście, ale wyobrażam sobie emocje, których doświadczali uczestnicy. Ale dać grupce rozentuzjazmowanych potworów żyletki? Za nic nie wziąłbym na siebie odpowiedzialności za taką przygodę. Chyba, że maszynki zostały pozbawione ostrzy. Ale wtedy gra traci sens, nie ma suspensu, drżenia rąk i huku pękających balonów. Nie wiem na czym polegała czwarta gra. Widziałem jakieś dzbany, w które dzieci wkładały ręce, pewnie w poszukiwaniu przysmaków. Co było w dzbanach? Skorpiony?

Nie wydaję mi się, żebym był przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa. Przeciwnie, w Chinach wiele moich pomysłów, jak pojedynki na kłodzie polegające na próbach wzajemnego zepchnięcia się z niej uczestników, rozbijało się o troskliwą szefową. Ale tu wymiękłem. Pomysły są warte wykorzystania na imprezie w gronie przyjaciół albo ewentualnie w małej grupce dzieci, nad którymi ma się bliską pełnej kontrolę. Nie w tutejszym chaosie. A poza tym, wracając do opłaty za wjazd, na co poszło te 108 000 funtów syryjskich? Na mąkę, gąbki i garść słodyczy?

Ach, był przecież jeszcze nawiedzony dom! Nie wiem, kto go przygotował, ale jestem pełen uznania. Urządzono go w jednej z wielkich sal naszych niezbadanych szkolnych podziemi. Na jakiejś rurze powieszono pozbawionego stóp manekina. Stopy owe walały się po podłodze pomiędzy kilofami i łopatą, których użyto zapewne do odjęcia kończyn. Z innych stałych elementów pomieszczenia zwisały odcięte głowy i dynie. Nieopodal ustawiono kilka nagrobków z wysprayowanymi napisami ‘help me’, ‘I’ll kill you’ i ‘run away’. Przy jednej z czarnych ścian stanął ołtarz, w którego wnętrzu umieszczono jakąś nauczycielkę w ten sposób, że wystawała jej tylko głowa. Kilkoro innych zamaskowanych nauczycieli w powłóczystych szatach przechadzało się po lochu. Wszystkiemu mogłem się przyjrzeć dokładnie przy zapalonym świetle, w przerwie między seansami. Podczas wizyt grupek uczniów, pozbawiona okien sala była pogrążona w całkowitej ciemności przerywanej krótkimi błyskami lampy stroboskopowej. Dzieło jakiegoś tajemniczego geniusza wieńczyła muzyka, głośna i chora, sącząca się z potężnych głośników.

I taki potencjał jednak, jak się okazuje, można zmarnować. Szybko okazało się, że przerażone dzieciaki biegają po nawiedzonym domu jak koty z pęcherzami i rozbijają się o siebie nawzajem (sam dostałem porządny strzał w brzuch, kiedy poszedłem ową lokację zeksplorować). I zanim wszyscy zdążyli się nacieszyć doświadczaniem kontrolowanego, tyle że nieudolnie, strachu, przybytek zamknięto. Moi uczniowie z klasy czwartej byli bardzo zawiedzeni. Jasno odciąłem się od zarządzenia administracji i oświadczyłem, że z przyjemnością ich tam zabiorę, o ile dostaniemy zgodę. Nie dostaliśmy oczywiście. A wystarczyłoby dać im w garść linę, jak przedszkolakom na spacerze, żeby trzymali się w grupie, i przeciągnąć ich kilka razy po podziemiach. Jestem przekonany, że do głowy by im nie przyszło, żeby odłączyć się i zaszyć w jakimś ciemnym kącie. Tam naprawdę było strasznie.

Młodsze dzieci też nie miały możliwości zapracowania na porządne koszmary tej nocy. Uznano bowiem, że nawiedzony dom jest dla nich zbyt przerażający… Oczywiście, przymusowy udział w wycieczce po lochu byłby nie na miejscu, ale zapewne znalazła by się drużyna śmiałków chcących wypróbować swoje nerwy. Czemu im na to nie pozwolić? Po co w ogóle było w takim razie organizować dla nich halloween? Właśnie najmłodszych, w tym Olivera, w całej tej aferze najbardziej mi szkoda. Nastawiono ich na niesamowitą zabawę pełną niespodzianek, naciągnięto ich rodziców (w tym mnie, ale pal to licho) na niemałą kasę, a skończyło się na strojach (przygotowanych w domu) i przekąskach w klasie. Nawet na gry w sali gimnastycznej, z niewiadomych przyczyn, nie zostali zabrani.

Droga administracjo! Następnym razem darujcie sobie dodatkowy zarobek i oddajcie sprawę w ręce profesjonalistów, którzy zorganizują halloween przerażający, ale sensowny. Za jedną piątą tego, co zainkasowaliście od rodziców. Dzieci wrócą z wypiekami na twarzach i z tematami na kilka nocy niekolorowych snów, ale bez rozbitych głów, mokrych butów i pylicy. Polecam się.

3 comments:

  1. Fotki:

    1. moja najlepsza uczennica z klasy czwartej

    2. i najlepszy uczen z tegoz rocznika, po prawej; komentarze, ze wyglada jak ja w jego wieku, zachowajcie dla siebie ;)

    3. dwoch chrzescijan z mojej klasy piatej; ach, ci chrzescijanie, nie dosc, ze pija alko, to jeszcze przebieraja sie w damskie ciuszki, religia zepsucia...

    4. nawiedzony dom w szkolnych lochach

    5. jw

    ReplyDelete
  2. Ech, M.... Dziwisz się na co poszły te pieniądze? Czy Ty myślisz, że żyletki i skorpiony na drzewach rosną?

    Poza tym moim zdaniem wrażenia i tak dzieci mogłyby mieć niezłe, bo na porządną pylicę to trzeba całe lata pracować w zakładach włókienniczych, a tu proszę, jeden dzień i gotowe! :P

    Manekin wygląda dziwacznie nieproporcjonalnie (szerokaśne ramiona) co pewnie tylko potęgowało efekt grozy...

    Świetne zdjęcie nr 3 - crossdressing rulz, nie ma jak gigantyczna biżuteria dla wzmocnienia efektu. :D

    ReplyDelete
  3. Moj faworyt to Christian przebrany za Britney, w pomaranczowej spodnicy. Generalnie nie chcialabym uczyc klasy 5, bo to potwory, ale akurat jego lubie.

    ReplyDelete