Saturday, November 7, 2009

Państwo Laowai jadą do Halab, vol.23

Poniedziałek, 26 października 2009, pół do jedenastej

Na dzisiejszy mecz z ormiańską szkołą Gratasirads pojechaliśmy dziś razem z Ciaranem i jego drużyną dziewcząt. Piękniejsza drużyna middle school naszej szkoły miała grać pierwsza. Przeciwniczki pojawiły się na murawie prawie kwadrans po wyznaczonym czasie. W gruncie rzeczy mecz nie powinien się odbyć. Wedle regulaminu, za każde 5 minut spóźnienia drużynie obecnej przyznaje się jedną bramkę, spóźnienie powyżej dziesięciu minut karane jest walkowerem. Jakby tego było mało, drużyna nie miała swoich kart ze zdjęciami. Miała za to syryjskiego trenera, cwaniaczka z wąsikiem w obcisłej koszulce, który wdał się w dyskusję z jednym z organizatorów, również Syryjczykiem. Kanadyjka, która przed naszym meczem kontrolowała przestrzeganie wszelkich zasad gdzieś zniknęła. Sobie więc tubylcy pogadali. Okazało się, że trener cwaniaczek po prostu nie wiedział, że mecz zaczyna się o czwartej, rozkładu biedak nie dostał! Spoks, wszystko jasne, jakbym słyszał niektórych swoich uczniów podczas sprawdzania pracy domowej: ‘Mister, I didn’t know!’. No nic, od dziecka mieszka w Syrii, trudno się dziwić. Ale cholerny organizator, ten sam typ, który zdyskwalifikował nas w zeszłym tygodniu, puścił mu płazem brak identyfikatorów! A na problem spóźnienia znalazł rozwiązanie tak twórczo bezsensowne, że aż dech zapiera. Podszedł do naszej drużyny dziewcząt i poinformował je, że mają dwa gole przewagi (po jednym za każde pięć minut), ale mają nic nie mówić drużynie przeciwnej… Dlaczego? Ha, oto i pytanie. Powiedzmy, że będą prowadzić 2:1. Wzmacniają obronę, nie spieszą się. Rozlega się gwizdek sędziego, wybucha euforia. A tu niespodzianka, przegraliście 2:3! Ręce i inne części ciała opadają…

Kiedy nam jeszcze przed meczem w zeszłym tygodniu powiedziano, że gramy o pietruszkę, byłem spokojny. Więcej, przyznałem, że organizatorzy postępują słusznie. Zasady to zasady, dobrze, że ten turniej ma uczyć czegoś więcej niż kopania. Ale teraz jestem wściekły. Napiszę jutro do Kate Kanadyjki. Właściwie nie wiem co chcę osiągnąć, przecież nie obchodzi mnie wynik jakiegoś bzdurnego meczu, nie mojej w dodatku drużyny. Czuję się po prostu w jakiś zaskakujący sposób ideologicznie zobowiązany do zareagowania. Nawet mnie to cieszy, powiem szczerze, taka kropla naiwnej wiary w wartość uczciwości i sprawiedliwości w garncu cynizmu. Ile to się człowiek może o sobie nauczyć, jak już nie raz pisałem, w kontakcie z inną kulturą.

Nasz mecz pozbawiony był atmosfery skandalu. Obie strony pojawiły się na murawie na czas, identyfikatory nie budziły zastrzeżeń. Po zaciętym pojedynku wygraliśmy 3:2. Wszystkie gole dla naszej drużyny strzelił Akram. Prawdziwa popfutbolowa gwiazda – niezbyt łebski i uparty jak osioł, ale skuteczny i cieszący się zbudowaną na agresji charyzmą. Jest lewonożny i za nic nie chce się cofać do drugiej linii. Spaceruje z przodu i czeka na podanie. A kolegom z drużyny nawet do głowy nie przyjdzie, żeby go za to zbesztać. Podają, a on robi resztę. Właściwie chętnie bym się go pozbył, ale nikt nie jest w stanie go w tej roli zastąpić. Najgorsze jest jego zbudowane na zamożności poczucie wyższości w stosunku do innych. ‘New Money’, jak określa to Renata, czyli rodzina, która się dorobiła, ale nie zdążyła się jeszcze oswoić z majątkiem i zapanować nad nim. Jest w oralnej fazie konsumowania go, napawania się nim. Jak to wygląda w praktyce? Akram dzwoni do kierowcy i każe mu przywieźć wodę na trening albo wysyła go po trykot, który zostawił w domu. Albo każe mu podać piłkę, którą ktoś wybił daleko za linię końcowa boiska. Przerażające. I całkiem normalne w tym kraju.

Rozmawialiśmy ostatnio przy papierosie o tutejszym podejściu do uczciwości w kontekście ściągania na testach z Renatą i Jaredem w highschoolowym pokoju nauczycielskim. Wspaniałe miejsce, oaza dla intelektu obwieszona dookoła zdjęciami mądrych głów. Pomysł jak z mojego gdańskiego mieszkania, ale w znacznie bogatszym wydaniu. Obok Poe’go i Freuda przysłuchiwał się naszej dyskusji Sartre, Nietzsche, Dostojewski (zainspirowany, wypożyczyłem natychmiast Zbrodnię i Karę z naszej biblioteki…). I to nostalgiczne zdjęcie Camus’a, to samo, które na swojej nieśmiertelnej koszulce nosi mój drogi przyjaciel Krzysztof. Jared w każdym razie słusznie zauważył, że w Syrii oszukanie nauczyciela (czy kogokolwiek innego) nie budzi poczucia winy czy jakiegokolwiek dysonansu poznawczego czy moralnego. Oszukiwanie to rodzaj gry. Mój rozmówca trafnie porównał to do karcianej gry w ‘Bullshit’ (polski odpowiednik – ‘Oszust’). Gra polega na wyprowadzaniu przeciwników w pole. W jej ramach wszystkie chwyty są dozwolone, dopóty, dopóki ktoś nie wykryje przekrętu. Nikt przecież nie żywi urazy do zwycięzcy, wszak to tylko zabawa. Stąd bierze się arogancja uczniów, którzy do samego końca bezczelnie zaprzeczają swoim kłamstwom. Nie mają przecież nic do stracenia, w ostateczności po prostu przegrają rozdanie (czyli obleją test). Odegrają się w następnym...

4 comments:

  1. 1. Ciaran i jego middle school girls podczas odprawy.

    2. Moi pilkarze podczas zwycieskiego meczu z Ormianami (nasi na granatowo).

    ReplyDelete
  2. Czy pani ze zdjęcia nr 1 siedząca na ławce bez drużynowego stroju też jest jedną z asystentek/nauczycielek?

    Z tego co rozumiem, NSA jest szkołą prywatną, nieprawdaż? Wiece, ile wynoszą czesne, i jak się to przekłada na tamtejsze warunki?

    ReplyDelete
  3. Pani z napisem 'bebe'? To chyba jakas mama, ktora przyjechala pokibicowac. Zrobila pozniej chyba nawet awanture, ze jej corka zostala kopnieta czy cos.

    Owszem, szkola jest jak najbardziej kapitalistyczna i nastawiona biznesowo. Nasze motto to 'Join us and share our vision'. Dosc wieloznaczne ;)

    Nie wiem ile dokladnie wynosi czesne, ale z informacji, ktore posiadam wynika, ze kosmicznie duzo. Prawdopodobnie gdybysmy musieli placic za Olivera, nic bysmy nie zaoszczedzili na tym wyjezdzie, a moze jeszcze doplacalismy do interesu.

    W zwiazku z powyzszym dorobkiewiczowskie nowobogackie dzieci, ktorych rodzicow stac na NSA, sa nieco rozwydrzone, delikatnie mowiac.

    Warunki? Jak stwierdzil Mohammad, nauczyciel science z Indii, ktory uczyl miedzy innymi w Usa, jestesmy 50 lat w tyle za swiatem. Nie mamy nie tylko internetu, ale i tablic oraz innych pomocy naukowych (nawet w naszej podstawowce byl porzadny szkielet, o embrionach i glistach pana Szumachera nie wspominajac, sam pewnie pamietasz). Na to rezolutna miejscowa nauczycielka odparla, ze i tak jestesmy o 50 lat do przodu w stosunku do innych szkol w Syrii... To chyba dosc obrazowa odpowiedz na Twoje pytanie.

    Dodam tylko, ze mimo wielu wad szkola prawdopodobnie umozliwia Oliverowi sensowniejszy rozwoj niz 45ta... Jego arabski jest na razie marny, ale zakurzony (mimo cotygodniowych zajec w Helen Doron)angielski sobie odswiezyl i mowi, jak na swoj wiek, niesamowicie dobrze.

    Zeby jednak nie wrzucac za bardzo na Polske - podejrzewam, ze przecietna publiczna szkola w Syrii jest jeszcze gorsza niz przecietna w RP.

    ReplyDelete
  4. Haha, tyle że pan Sz. samodzielnie pewnie hodował te glisty i embriony, więc dla chcącego nic trudnego! :P

    Jestem po prostu ciekaw, czy postawa i dobrobyt wspomnianego w opisie Akrama jest czymś bardzo wyjątkowym na tle reszty? Czy reszta dzieciąt też postrzega go jako wynaturzenie?

    ReplyDelete