Uważni czytelnicy zwrócili zapewne uwagę na fakt, że tak czas, który upłynął od czasu napisania ostatniej notki, jak i pora, o której zabieram się do pisania, są raczej nietypowe. Wpływ na odwrócenie do góry nogami mojego trybu życia miał rozstrój żołądka, który dopadł mnie w czwartek rano. Kiedy myślę o spaghetti z owocami morza, które spożyłem na kolację dnia poprzedniego, zbiera mi się na wymioty, co może być chyba niezłym wskaźnikiem przyczyny niedyspozycji. Jakoś przeczołgałem się, z pomocą Renaty, przez 5 czwartkowych lekc
Poniedziałkowe urodziny Renaty szczęśliwym trafem zbiegły się w czasie z cotygodniowym bufetem sushi w Sheratonie. Właściwie mieliśmy celebrować Renatowe święto w rodzinnym gronie, od dawna już jednak planowaliśmy z Jimem wspólne wybranie się do japońskiej restauracji w tym hotelu. Zdążyliśmy przez te półtora miesiąca dostrzec w nim pasję, którą podobnie jak my darzy dobrą kuchnię. Wykorzystaliśmy więc okazję i we czwórkę pojechaliśmy do najbardziej chyba prestiżowego tego typu przybytku w mieście. Zapłaciliśmy obrzydliwie dużo, ale nie co dzień w końcu świętuje się ćwierćwiecze egzystencji na tym świecie. Zaczęliśmy około szóst
Obiecałem w poprzedniej notce wspomnieć o szczęśliwym rozwiązaniu problemu z lekcjami arabskiego. Otóż usłyszawszy cenę Fadii, postanowiliśmy poszukać innej opcji. Zapytaliśmy więc mojej asystentki, czy nie zechciałaby nam pomóc w opanowaniu podstaw języka. Zgodziła się bardzo chętnie, nie chcąc nawet pobierać od nas wynagrodzenia. Na to jednak nie zgodziliśmy się my i ustaliliśmy w końcu cenę na 500 lir za lekcję. Dwukrotnie mniej niż chciała Fadia, a suma (30 zł) wciąż przyzwoita. Wszyscy więc chyba jesteśmy zadowoleni, Tamar chętnie dostosowuje zajęcia do naszych potrzeb, które skupiają się na razie na użyciu arabskiego w rozmaitych sytuacjach życia codziennego. Mieliśmy na razie zaledwie pięć lekcji, a potrafimy już jako tako liczyć, przedstawiać się dość obszernie, opowiadać o rodzinie, kierować poczynaniami taksówkarzy, robić zakupy, znamy kolory i mnóstwo słownictwa związanego z jedzeniem, dni tygodnia i godziny. Zaczęliśmy też uczyć się liter – po ostatnich zajęciach znamy ich już piętnaście, czyli ponad połowę. Ostatnio w taksówce przyszło my na myśl, że ktoś nieznający arabskiego, kto obserwowałby nas, mógłby odnieść wrażenie, że rzeczywiście porozumiewamy się w tym języku. Na wyrost bardzo, oczywiście. Ale taki już urok pierwszych lekcji – powiększa się na nich swoją znajomość języ
Wiadomość nieco już z brodą, ale warta uwiecznienia. Oliver wzbogacił się u Wróżki Zębuszki o 100 lir gubiąc dwie górne jedynki. Wygląda dość wampirycznie.
Wiadomość nieco świeższa. Skończyłem swoją przygodę z Wiedźminem. Udało mi się kupić tę polską grę we wspaniale zaopatrzonym we wszelkie piractwa sklepie. Jako że nie natknąłem się jeszcze w Syrii na sklep z płytami oryginalnymi, czuję się rozgrzeszony z kupienia jej za pięć złotych. Jej i kilku filmów, między innymi ‘Prestiżu’ z Hugh Jackmanem i Christianem Balem, którego bezskutecznie szukałem w rozsądnej cenie w Polsce… Przy okazji zaobserwowałem, że filmowo-muzyczna cenzura tycząca się piratowanych płyt jest w Syrii tak dziurawa jak w Chinach. Czyli właściwie jej nie ma. Z półek krzywo patrzą Ozzy i muzycy Iron Maiden (ktoś to tu kupuje?). Zupełnym szczytem jest według mnie plakat z filmu Bruno wywieszony w oknie owego pirackiego przybytku, istnej aleppańskiej Tortugi. Nie żeby film był jakoś wyjątkowo szokujący, ale żeby tak w kraju, gdzie homoseksualizm of
W każdym razie na cześć wiedźmina Geralta, z którym cała nasza trójka spędziła wspaniały miesiąc włócząc się po fantastycznych – ale jakże polskich – wsiach i badając tajemnicze zakątki Vizimy, wznoszę toast szklanicą temeriańskiej żytniej.
Na zdjeciach:
ReplyDeleteklasa Renaty,
flaga Izraela, a raczej jej brak,
Oliver - fleder,
Tom i jego rozkoszna gromadka przedszkolakow
Widok planszy z flagami jest dość szokujący - spodziewałem się równej i estetycznej resekcji gorszącego symbolu, a nie że ktoś weźmie go sobie jako cel na strzelnicy. :/
ReplyDeleteOliwer rzeczywiście wygląda niepokojąco... Myślicie, że tak już mu zostanie? ^_^;
Negacja istnienia homoseksualizmu to właśnie jest homofobia; przyzwolenie społeczne na branie się za rączki nie wydaje się wystarczającym rozwiązaniem, gdyż o ile mi wiadomo homoseksualizm nie polega na heterotaksji narządów płciowych w okolice dłoni?
Moj komentarz w sprawie homoseksualizmu to raczej rzecz napomknieta polzartem, a nawet 3/4 zartem. Faktem jest, ze na ulicy wiecej mozna, choc pewnie na dwoch mlodziencow Niesyryjczykow co najmniej patrzonoby dziwnie.
ReplyDeleteWiem przecież, M. :P Choć zaiste, dziwny to kraj, gdzie właśnie na ulicy więcej można...
ReplyDeleteRewelacyjne Oliwer ma howeworki, same games w kółko... ^_^